
Mam problem z tą książką. Z notatek i zaznaczeń w trakcie czytania:
Ci, którzy mówią trójkami (siedemset dziewięćdziesiąt trzy), należą w oczywisty sposób do pozerów i snobów. Ich największymi marzeniami są łatwo zarobione pieniądze i tani poklask. Nie należy się nimi przejmować. Wchodzą i wychodzą, z niczego nie zdając sobie sprawy.
No ja wypraszam sobie!
Nikogo tak naprawdę nie obchodzą.
Ah... To... Tak jakby wiele wyjaśnia. To smutne i przykre. Szkoda być tak ocenioną osobą, a przecież nawet się nie znamy. Co Ty autorko o mnie czy o ludziach mówiących kody trójkami tak naprawdę wiesz, że takie rzeczy piszesz?
Akurat przełykałam najsłodszy kawałek lukru.
Każdy kawałek lukru jest tak samo słodki. Drugi strike. Coś czuję, że się nie polubimy z autorką.
W kraju, w którym żyję, nie ma zbyt wielu bezpańskich psów.
Jeżeli to Polska to raczej nie ta lat dziewięćdziesiątych ani wczesnych dwutysięcznych. Coś czuję, że to głębsza fikcja niż myślałem lub autorka jest Polką, ale dorastającą w bardziej cywilizowym kraju, albo dzieli nas różnica pokoleń, która mnoży i pogłębia nieporozumienia i narastające, póki co ze względu na błogą autorki nieświadomość jednostronne, czyli jedynie moje jej nielubienie.
I jakoś tak niedługo potem przestałem tę książkę uważnie czytać i tylko dobiegłem mało uważnie do końca. Jak już zacząłem się potykać w tej treści, która choć wiedziałem, że to "fikcje" to musiałem zaraz, jak to ja, wyszukać w sieci o autorce co się da, ale już nie z tą zaciętością co w latach młodzieńczych. Ku mojemu zaskoczeniu autorka jest starsza o 5 lat. Skąd więc brak bezpańskich psów w PL? Dosłowność raczej sprowadza mnie tu na manowce. Jest jakaś głęboka niezgodność obecnego mnie z tą treścią i nie jestem w stanie wystawić oceny książce, która jednocześnie na wstępie mnie tak zaangażowała (choć negatywnie) i zarazem aż tak jej nie lubiłem. A do tego autorka okazała się w przeszłości politycznie zaangażowana niezgodnie z moimi poglądami. No od tamtego punktu po prostu chciałem doczytać, skończyć, odłożyć. W jakiś sposób dociera do mnie, że to fikcje, wymyślone, absurdalne. A zarazem coś mnie w mózgu swędzi to pytanie "A do jakiego stopnia? Co autorka przemyciła z prawdy do fikcji?" Ale wtedy wchodzimy z powrotem do obszaru, w którym już zdąrzyliśmy się "niepolubilić" :P
Mam problem z tą książką. Z notatek i zaznaczeń w trakcie czytania:
Ci, którzy mówią trójkami (siedemset dziewięćdziesiąt trzy), należą w oczywisty sposób do pozerów i snobów. Ich największymi marzeniami są łatwo zarobione pieniądze i tani poklask. Nie należy się nimi przejmować. Wchodzą i wychodzą, z niczego nie zdając sobie sprawy.
No ja wypraszam sobie!
Nikogo tak naprawdę nie obchodzą.
Ah... To... Tak jakby wiele wyjaśnia. To smutne i przykre. Szkoda być tak ocenioną osobą, a przecież nawet się nie znamy. Co Ty autorko o mnie czy o ludziach mówiących kody trójkami tak naprawdę wiesz, że takie rzeczy piszesz?
Akurat przełykałam najsłodszy kawałek lukru.
Każdy kawałek lukru jest tak samo słodki. Drugi strike. Coś czuję, że się nie polubimy z autorką.
W kraju, w którym żyję, nie ma zbyt wielu bezpańskich psów.
Jeżeli to Polska to raczej nie ta lat dziewięćdziesiątych ani wczesnych dwutysięcznych. Coś czuję, że to głębsza fikcja niż myślałem lub autorka jest Polką, ale dorastającą w bardziej cywilizowym kraju, albo dzieli nas różnica pokoleń, która mnoży i pogłębia nieporozumienia i narastające, póki co ze względu na błogą autorki nieświadomość jednostronne, czyli jedynie moje jej nielubienie.
I jakoś tak niedługo potem przestałem tę książkę uważnie czytać i tylko dobiegłem mało uważnie do końca. Jak już zacząłem się potykać w tej treści, która choć wiedziałem, że to "fikcje" to musiałem zaraz, jak to ja, wyszukać w sieci o autorce co się da, ale już nie z tą zaciętością co w latach młodzieńczych. Ku mojemu zaskoczeniu autorka jest starsza o 5 lat. Skąd więc brak bezpańskich psów w PL? Dosłowność raczej sprowadza mnie tu na manowce. Jest jakaś głęboka niezgodność obecnego mnie z tą treścią i nie jestem w stanie wystawić oceny książce, która jednocześnie na wstępie mnie tak zaangażowała (choć negatywnie) i zarazem aż tak jej nie lubiłem. A do tego autorka okazała się w przeszłości politycznie zaangażowana niezgodnie z moimi poglądami. No od tamtego punktu po prostu chciałem doczytać, skończyć, odłożyć. W jakiś sposób dociera do mnie, że to fikcje, wymyślone, absurdalne. A zarazem coś mnie w mózgu swędzi to pytanie "A do jakiego stopnia? Co autorka przemyciła z prawdy do fikcji?" Ale wtedy wchodzimy z powrotem do obszaru, w którym już zdąrzyliśmy się "niepolubilić" :P